12 godzin ciszy
On pracuje całymi dniami. Wraca zmęczony, z głową pełną spraw i obowiązków. Ja mam czas, a czas to najlepsza broń. W ciągu dnia szukam drobiazgów, które wytrącą go z równowagi. Otwieram wszystkie szafki w kuchni i zostawiam je rozwalone, jakby wichura przeszła przez mieszkanie. Nalewam sobie wina i stawiam kieliszek na jego laptopie, zostawiając mokry ślad na obudowie. Rozsypuję trochę cukru na świeżo umytą podłogę i rozdeptuję go bosą stopą, zostawiając lepkie ślady. To wszystko są gesty drobne, ale z premedytacją uderzają w jego pedantyczny świat. Kiedy wraca i to widzi, najpierw tylko milczy. Widzę, jak napina mięśnie szczęki, jak jego oczy uciekają na bok. Wreszcie wybucha: — Czy ty naprawdę musisz wszystko niszczyć? Czy choć raz nie możesz… Przerywam mu. Podchodzę blisko, patrzę mu prosto w oczy i mówię zimno: — Nie podoba mi się ton, którym do mnie mówisz. On próbuje się bronić: — Ale ja mam rację, popatrz… Podnoszę rękę, jakbym chciała go uciszyć. — Dość. Do ...