Jak celowo go rozjuszam, by jego złość stała się moją bronią
czyli o satysfakcji, która smakuje najlepiej, gdy on ma rację – a mimo to trafia do skrzyni Nie zawsze chcę, by był spokojny. Są takie dni, w których pragnę czystych emocji . Nie czułości. Nie spokoju. Tylko męskiej frustracji , którą potem mogę zgnieść palcami jak szkło . Wtedy celowo robię coś źle . Ale nie tylko „źle”. Robię coś, co uderza w jego świat , w jego zasady, w jego potrzebę kontroli i ładu. I czekam. Czekam na moment, w którym jego głos zaczyna drżeć , w którym mówi: — Czy ty w ogóle rozumiesz, co zrobiłaś?! I wtedy zaczyna się moja ulubiona część. 🧊 Odpowiadam chłodno. Bezczelnie. Z rozbrajającą obojętnością Mówię: — Oj, przestań dramatyzować. Albo: — Wiesz co? Zareagowałbyś tak samo, nawet gdybym tylko źle postawiła kubek. Cokolwiek bym zrobiła – i tak byś miał problem. To go rozpala. Bo widzi, że nie tylko nie przepraszam , ale obwiniam jego reakcję , a nie swój czyn. Widzę to w jego oczach – że już nie wie, czy bardziej jest zły na mnie, czy...