#2: „Bo zaproponował, że to ja mogłabym przeprosić”

 

czyli jak mężczyzna nauczył się, że jego miejsce nie jest w roli sędziego

Nie uniosłam głosu. Nie uniosłam nawet brwi. Ale w środku poczułam, jak zatrzaskuje się jakaś niewidzialna klamra.

Powiedział to spokojnie, może nawet z troską. Jakby był racjonalny. Jakby nasze partnerstwo miało dwie strony równorzędne.

— Myślę, że w tym akurat przypadku... może... to ty powinnaś przeprosić.

W pierwszej chwili zamarłam. A potem spojrzałam mu prosto w oczy, spokojnie, bez emocji, ale z tą siłą, którą zna doskonale.

— Czy właśnie zaproponowałeś, żebym ja cię przeprosiła?

Nie odpowiedział. Wiedział, że cokolwiek powie, będzie użyte przeciwko niemu. I słusznie.


Etap I: Czas na myślenie

Nie kazałam mu wejść do skrzyni od razu. Dałam mu pół godziny. Czasu, żeby naprawdę zrozumiał, co zrobił. I, co ważniejsze — co sugerował.

Dałam mu to „komfortowe złudzenie”, że to był tylko głupi komentarz.
Nie odezwałam się do niego. Nie spojrzałam. Robiłam swoje. I wiem, że ta cisza była dla niego nie do zniesienia. Bo cisza ode mnie znaczy jedno: kara nadchodzi. I będzie taka, na jaką nie ma odpowiedzi.

Po 30 minutach, spokojnie, prawie beznamiętnie powiedziałam:

— Do skrzyni. Bez słowa.


Etap II: Otwarta pokora

Zamknęłam go na godzinę. Tym razem zostawiłam wieko niedomknięte o 2 centymetry. Nie po to, by miał więcej powietrza. Ale by czuł złudzenie, że prawie może się wydostać. Że świat nadal tam jest — tylko niedostępny.

To najgorszy stan: bliskość wyjścia, ale pod pełną kontrolą.
Jakby jego wolność była na wyciągnięcie ręki. Ale przecież to ja trzymałam klucz.

Pod koniec zaczął szeptać coś z wnętrza skrzyni.

— Przepraszam, Pani… myliłem się… Proszę… Wiem, że przekroczyłem granicę…

Czekałam jeszcze dziesięć minut.

Dopiero potem otworzyłam skrzynię.

Leżał z oczami spuszczonymi, ramiona złożone jak w modlitwie.

Patrzył na mnie, jakby zobaczył świętość. Ale to nie była litość. To była dominacja, której nie próbował już podważać.


Etap III: Lekcja

Zbliżyłam się powoli. Uklęknęłam przy skrzyni i położyłam dłoń na jego piersi.

— Wiesz już, dlaczego to powiedziałeś?

— Tak, Pani. Bo próbowałem zrzucić odpowiedzialność. I odwrócić układ. Chciałem, byś to ty się tłumaczyła.

— I?

— To nie twoja rola. Ja jestem tym, który przeprasza.

Uśmiechnęłam się lekko. Nie z czułości. Z satysfakcji.

— Zapamiętaj to dobrze. Propozycja, bym się tłumaczyła, jest formą buntu. A bunt zamyka się. Tak, jak ty byłeś zamknięty.


Refleksja

To nie była kłótnia. To była próba przewrócenia układu sił. I choć subtelna, zasługiwała na pełną odpowiedź. Bo w dominacji nie chodzi tylko o sceny, kneble i pasy. Chodzi o światopogląd. O porządek.

I ten porządek mówi jasno:

To nie ja przepraszam. To ty musisz na mnie zasłużyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tylko on, cisza i moja wola.

Spotkanie dwóch światów dominacji – moja fascynacja blogiem Pani Doroty

FemDomania.pl – gdzie fantazje spotykają rzeczywistoś