#4: „Bo wiedział, że ma rację – i był wściekły”

 

czyli jak rozbija się męskie ego o ściany skrzyni

Zdarza się rzadko. Ale zdarza się.
Błąd. Niekonsekwencja. Przeoczenie — z mojej strony. Tak, nawet ja mogę czasem coś zgubić, czegoś nie dopilnować.
A on to zauważył.

I co gorsze — miał rację.
Jeszcze gorzej — był zdenerwowany.
Najgorzej — pozwolił sobie to okazać.


Etap I: Wybuch i cisza

Zaczął mówić szybko. Zbyt szybko.
Podniesiony głos, napięte ciało, złość, której nie mógł już zatrzymać.

— To nie była moja wina! To ty pomyliłaś daty! Sprawdziłem, Pani, to ty się mylisz! — krzyknął.

Spojrzałam na niego powoli. Nie przerywając zapinania bransolety na nadgarstku.
Kiedy skończył, zapadła długa cisza. Zbyt długa, by mógł poczuć się pewnie.

Wiedział, że przekroczył granicę. Że fakt, iż miał rację, niczego nie zmienia.

W tym układzie racja nie daje wolności.
Nie daje głosu.
Nie daje pozwolenia, by mężczyzna w dominującym świecie kobiety podnosił ton.

Spojrzałam mu w oczy. I powiedziałam cicho:

— Za chwilę poczujesz, jak smakuje racja… gdy trzymasz ją w skrzyni.


Etap II: Ego zamknięte na ściśle

Nie powiedział nic. Wiedział, co będzie.
Szedł do skrzyni pełen furii. Ale już wtedy było widać pęknięcie.

Kiedy zamknęłam wieko, usłyszałam szept:

— To niesprawiedliwe…

Oczywiście, że tak.
Sprawiedliwość to luksus dla równych.
U mnie jest hierarchia. A w hierarchii rację ma ta, która decyduje — nie ta, która szuka prawdy.

Zostawiłam go tam na dwie godziny.
Nie dla pokory.
Dla złamania jego gniewu.
Dla wyciszenia tego wrzenia, które kazało mu protestować.
Dla tego momentu, kiedy furia zamienia się w cichy, bolesny żal.

Nie o to, że nie miał racji.
O to, że ją stracił, bo nie umiał jej zamilczeć.


Etap III: Rozpad dumy

Gdy go wypuściłam, nie klęczał. Siedział. Osunął się. Spocony, rozbity, z pustym wzrokiem.

Spojrzał na mnie jak ktoś, kto walczył — i zrozumiał, że walka nie była do wygrania.
Nie tutaj. Nie w moim świecie.

— Przepraszam, Pani… Ja… miałem rację, ale nie powinienem był…

— Nie powinieneś był podnosić głosu. Ani myśleć, że racja daje ci moc. To nie spór. To ja.

Uklęknął dopiero wtedy. Z własnej woli.

Dotknęłam jego karku.

— Następnym razem, gdy zauważysz moją pomyłkę, co zrobisz?

— Uciszę się, Pani. Albo poproszę o zgodę, by ją zgłosić… cicho… ulegle.

Uśmiechnęłam się.

— Wtedy może cię wysłucham. Ale to ja zdecyduję, kiedy racja ma prawo istnieć.


Refleksja

Dyscyplina nie polega na byciu nieomylną.
Polega na tym, że nawet w błędzie, kobieta pozostaje centrum porządku.

On miał rację. Ale nie miał prawa jej użyć przeciwko mnie.

Władza to nie logiczna gra.
To rytuał. Rytm. Struktura.

I kiedy on się o tym zapomina, skrzynia nie jest karą.
Jest przypomnieniem.
Ciszą, która uczy więcej niż słowa.
Ciemnością, w której ego kruszy się szybciej niż w świetle dnia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tylko on, cisza i moja wola.

Spotkanie dwóch światów dominacji – moja fascynacja blogiem Pani Doroty

FemDomania.pl – gdzie fantazje spotykają rzeczywistoś