Miłość z pejczem w ręku: wyznanie dominującej kobiety
Piszę to jako kobieta, która klęczenia nie zna, ale miłość zna doskonale. Która potrafi zbić do łez i jednocześnie wytrzeć te łzy z policzka. Która zamyka w karcerze, a potem głaszcze włosy, gdy błaga o przebaczenie. Bo wbrew temu, co myśli świat – miłość i brutalna dominacja nie wykluczają się. Czasem są jednym i tym samym.
1. Brutalność i czułość nie są przeciwieństwami – są częścią tej samej emocji
Kiedy biję, nie robię tego z nienawiści. Biję, bo on tego potrzebuje. Bo ja tego potrzebuję. Bo w tym uderzeniu, w tej chwili, w tym wrzasku i spływającym po plecach bólu – jest intymność, której wielu ludzi nigdy nie zazna.
Chłosta do granic, klatka, ślinienie moich butów – to nie jest przemoc. To rytuał. To forma modlitwy. Tak, czasem brutalna. Ale czy nie taka też bywa miłość? Raniąca, ryzykowna, surowa?
On oddaje mi swoje ciało i umysł. A ja... daję mu strukturę, kierunek, cel. Daję mu znaczenie.
2. Miłość bez masek – tylko tam, gdzie wszystko już zostało zburzone
Ludzie pytają mnie czasem: „Czy w ogóle go kochasz?”
Odpowiadam: kocham bardziej, niż ty kiedykolwiek kochałaś swojego mężczyznę.
Bo mój stoi przede mną nagi – nie tylko z ciała, ale z ego, z masek, z iluzji. Wiem o nim wszystko: kiedy się łamie, kiedy kłamie, kiedy płacze w środku. On oddał mi swoją prawdę.
Czy to nie jest najgłębsza forma miłości?
Mogłabym go zniszczyć – ale wybieram go prowadzić. On wie, że mógłby odejść – ale codziennie wraca. Nie z obowiązku. Z potrzeby.
3. Romantyzm w klatce – tak, to istnieje
Czy myślisz, że romantyzm musi oznaczać świece, kolację i trzymanie się za ręce?
U mnie wygląda inaczej.
-
To moment, kiedy pozwalam mu spać obok łóżka, na poduszce, bo był dzielny.
-
To kiedy zostawiam mu liścik w karcerze: „Tęsknię za twoim językiem na mojej stopie.”
-
To kiedy całuję go w czoło po dziesięciu uderzeniach bata i szepczę: „Jestem z ciebie dumna.”
To jest nasz romantyzm. Dziwny, niezrozumiały dla świata, ale pełny uczucia.
4. Ból nie wyklucza miłości – on ją oczyszcza
W naszej relacji ból to nie kara – to narzędzie.
To rytuał pokory. Oczyszczenie.
Czasem wbijam paznokcie w jego skórę, bo chcę zostawić ślad. Ale nie tylko fizyczny. Chcę, żeby pamiętał, że należymy do siebie. Że ja jestem jego początkiem i końcem.
Kiedy płacze – jestem obok. Czasem głaszczę go po włosach. Czasem wkładam palce do ust.
Czasem tylko patrzę, jak się trzęsie i czekam, aż wypłynie z niego cały wstyd.
I wtedy wiem: jest mój. Cały. I kochany.
5. Miłość to odpowiedzialność – zwłaszcza, gdy masz władzę
Nie wszyscy dominujący o tym pamiętają. Ale ja tak: mam moc go złamać, ale też obowiązek go chronić.
Nie biję, gdy jestem zła.
Nie zamykam, by się odegrać.
Nie poniżam bez celu.
Każde uderzenie ma znaczenie. Każde upokorzenie ma kontekst. Każda klatka – granice.
Bo tylko wtedy to działa. Bo tylko wtedy nie niszczysz, a tworzysz coś potężnego: więź opartą na ekstremalnym zaufaniu.
6. Tak, kocham go – tak, kocham po swojemu
Nie mówię „kocham cię” codziennie. Ale czasem mówię:
-
„Dzisiaj możesz jeść przy moich nogach.”
-
„Zasłużyłeś na ciepły koc.”
-
„Byłeś piękny, gdy płakałeś dla mnie.”
I on rozumie. I odpowiada:
-
„Dziękuję, Pani. Jestem szczęśliwy.”
Bo w tej brutalnej, szorstkiej przestrzeni – jest światło. Jest dotyk. Jest miłość.
Zakończenie: Nie musisz rozumieć – wystarczy, że uwierzysz
Nie oczekuję, że zrozumiesz.
Nie musisz chcieć tak żyć.
Ale proszę cię, nie mów, że tam, gdzie padają razy, nie ma miejsca na miłość.
Bo może właśnie tam jest ona najbardziej naga – pozbawiona kłamstw, ról społecznych i przyzwoitości.
Miłość z pejczem w ręku to też miłość.
Miłość w karcerze, na kolanach, z ustami przy bucie – jest prawdziwa, choć inna.
A czasem... właśnie ta „inna” jest najczystsza.
Komentarze
Prześlij komentarz