„Pani Domu” – historia kobiety, która zapomniała, że kocha
I. Początki
Kiedy się poznali, była delikatna. Uśmiechała się ciepło, słuchała z uwagą. On był spokojny, z lekką nieśmiałością w oczach, szarmancki i pomocny. Pasowali do siebie – ona z kontrolowaną pewnością siebie, on z gotowością do ustępowania. Nieświadomi jeszcze dynamiki, którą stworzą, pobrali się po roku.
To w sypialni zaczęło się pierwsze przesunięcie. On zaproponował związywanie, lekki klaps. Ona – nieco zaskoczona – spróbowała. I spodobało jej się to bardziej, niż się spodziewała.
„Jeszcze raz,” mówiła coraz częściej. Potem przestał prosić – robiła to sama. W końcu, to ona kazała mu klękać. Zabawne – jak naturalnie przyszła jej ta rola.
II. Reguły gry
Z czasem gra wyszła poza łóżko.
Najpierw drobnostki – on miał wstawać wcześniej, robić śniadanie, nie mówić bez pytania, nie patrzeć jej w oczy bez pozwolenia. Później wprowadziła miskę – nie jadał już z nią przy stole, tylko na podłodze, z kolanami pod brodą, głową spuszczoną.
Mówił, że to go spełnia. A ona... rozkwitała.
Jej przyjaciółki widziały zmianę – była pewna siebie, olśniewająca. Mówiła z lekceważeniem o „moim chłopczyku”, „moim piesku”. Śmiały się z zazdrością, nie wiedząc, że ten piesek śpi w skrzyni w garderobie i dziękuje jej codziennie, że pozwoliła mu się obwąchać.
III. Przebudzenie
Zaczęło się niewinnie: on popełnił błąd – nie wyczyścił butów. Ona kazała mu je lizać na oczach lustra. Potem zamknęła go na całą noc w łazience – dla kaprysu.
Zauważyła, że kiedy krzyczał, miała dreszcze. A kiedy błagał – była wilgotna jak nigdy.
Zaczęła robić to częściej. Częściej karać. Częściej testować, ile jeszcze zniesie.
I on znosił. Milczał, klękał, lizał, znikał. Po kilku miesiącach już nie miał telefonu, nie wychodził z domu, nie widywał rodziny. Przekazał jej pełnomocnictwa do konta. Mówił, że tak czuje się „wolny”.
A ona? Już nie rozmawiała z nim. Wydawała polecenia.
IV. Bogini
Pewnego dnia spojrzała w lustro – była zjawiskowa. Ubrana w jedwabny szlafrok, z winem w dłoni, obserwowała jak mąż – nagi, z obrożą – myje jej podłogę językiem.
Nie poczuła już nic – tylko zimną satysfakcję.
Nie był jej mężem. Był narzędziem czystości. Dekoracją. Żywym dowodem jej potęgi.
Nie musiała pracować – on robił wszystko.
Nie musiała tłumaczyć się – on nie zadawał pytań.
Nie musiała go kochać – on kochał ją za dwoje.
Tylko czasem, późno w nocy, leżąc samotnie w łóżku, patrzyła w sufit i pytała siebie szeptem:
„Czy on jeszcze istnieje? Czy ja jeszcze istnieję?”
Ale rano budziła się znowu jako Pani Domu – a on czekał u jej stóp z wodą do kąpieli i pocałunkiem w palce.
V. Zakończenie otwarte
Nie wiadomo, jak ta historia się skończy.
Może on umrze w ciszy, u jej stóp – dumny, że należał do niej do końca.
Może ona obudzi się któregoś dnia i zobaczy w nim człowieka, którego kiedyś kochała – a nie mebel, który służył.
A może... nigdy już nie zejdzie z piedestału.
Bo kiedy kobieta raz poczuje władzę absolutną, nie każdy potrafi z niej zrezygnować.
Komentarze
Prześlij komentarz